czwartek, 23 marca 2017

Powstanie Warszawskie w 63 opowieściach


Powstanie Warszawskie 1944, to wystąpienie zbrojne przeciwko wojskom niemieckim, okupującym stolicę, zorganizowane przez Armię Krajową w dniach 1 sierpnia 31 października 1944 roku. Powstanie Warszawskie 1944 zostało przeprowadzone w ram ach akcji „Burza”. Za poczatek powstania warszawskiego uznaje się datę 1 sierpień 1944, czas - tzw. Godzina W. Głównym celem powstania warszawskiego było obalenie Niemców, a także ratowanie suwerenności, kształtu granicy wschodniej sprzed wojny, a także obrona przed stworzeniem w Warszawie władz państwowych narzuconych przez ZSRR. Istotną rolę jeśli chodzi o działania zbrojne odegrał T. Bór Komorowski. Dziś śladem po tych działaniach jest Muzeum powstania warszawskiego.

Powstanie 44, bez wątpienia zaliczane jest do jednego z najistotniejszych wydarzeń końca wojny.



W przeddzień wybuchu Powstania Warszawskiego do ludności zaapelował Związek patriotów Polskich, apelując do walki przeciwko niemieckiemu okupantowi. Zbliżająca się Armia Czerwona, jej sukcesy na froncie i ryzyko dalszego powodzenia przesądziły o wybuchu powstania. Polscy dowódcy - m.in. Bór Komorowski, oceniali, że walki zostaną przeprowadzone szybko i potrwają zaledwie kilka dni, w rzeczywistości trwały aż 63 dni.



W momencie wybuchu Powstanie Warszawskie niemieckie siły zbrojne (Wehrmacht), otrzymały od Hitlera rozkaz zrównania Warszawy z ziemią, miasto miało przestać istnieć. Plan nie do końca się spełnił, jednak straty poniesione podczas dwumiesięcznych walk były ogromne. Powstanie 44 - straty po stronie polskiej wyniosły około 10 tys. zabitych i 7 tys. zaginionych, 5 tys. rannych żołnierzy oraz od 120 do 200 tysięcy ofiar spośród ludności cywilnej. Wśród Niemców było 10 tys. zabitych, 7 tys. zaginionych, 9 tys. rannych żołnierzy oraz 300 zniszczonych czołgów i samochodów pancernych.

Autor kesza zwraca uwagę na pamięć.... "Oddająć cześć bohaterom, często młodym ludziom, którzy w imię obrony Ojczyzny walczyli na śmierć i życie założona zostaje skrzynka przy ulicy Powstańców Warszawskich w Krakowie. Można polemizować czy dowódcy AK zrobili dobrze czy źle, ale bohaterstwo Polaków zasługuje na najwyższy szacunek - warto to pamiętać, warto o tym mówić i przekazywać dalej. Cześć i chwała bohaterom!"

POwyższy tekst pochodzi z :https://www.geocaching.com/geocache/GC59ZHX

=====================================================================

14. Sierpnia

14 sierpnia 1944 r. powstańcy zdobyli transproter.// 
Powiśle


14 sierpnia, w nocy z 13 na 14 sierpnia lotnictwo alianckie dokonuje zrzutów nad Śródmieściem. O godz. 10.30 Komendant Główny AK gen. Tadeusz Komorowski „Bór” wydaje rozkaz marszu na odsiecz walczącej stolicy oddziałom z podwarszawskich okręgów AK. Niemcy kontynuują natarcie na Stare Miasto od zachodu. Uderzają z Leszna, przez Tłomackie w kierunku Bielańskiej. Trwa zaciekła walka o barykadę i budynek PAST-y przy Tłomackiem. W godzinach wieczornych oddziały mjr. Gustawa Billewicza „Sosny” i kpt. Stefana Kaniewskiego „Nałęcza” wypierają wroga za linię ul. Przejazd. Około południa nieprzyjaciel atakuje Muranów, uderzając od strony Fortu Traugutta, Dworca Gdańskiego i Stawek w kierunku Zajezdni Tramwajowej przy ul. Sierakowskiej. Niemcom udaje się wbić „klin” pomiędzy zgrupowanie „Radosław” a zgrupowanie ppłk. Jana Szypowskiego „Leśnika”. Ok. godz. 16 Powstańcy odzyskują utracone pozycje, ponosząc jednak dotkliwe straty. W Kampinosie kpt. Józef Krzyczkowski „Szymon” otrzymuje rozkaz płk. Karola Ziemskiego „Wachnowskiego”, nakazujący gotowość bojową oddziałów i przesunięcie ich na pozycje wyjściowe do natarcia z rejonu cmentarzy Powązkowskiego i Żydowskiego. Celem tego manewru jest połączenie sił z Kampinosu z oddziałami walczącymi na Muranowie. Przestają działać wodociągi miejskie. Rozpoczyna się dramatyczna ewakuacja Szpitala Maltańskiego z ul. Senatorskiej do Śródmieścia. Na ul. Bartoszewicza żołnierze ze zgrupowania „Krybar” zdobywają niemiecki transporter opancerzony. Powstańcy nazywają go „Jaś”. Po śmierci dowódcy na jego cześć zmieniają nazwę na „Szary Wilk” – pseudonim poległego.

=====================================================================

29. Sierpnia

Szpital Elzbietanek// 
Mokotów


29 sierpnia, rządy Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych przyznają żołnierzom AK prawa kombatanckie, uznając Armię Krajową za integralną część Polskich Sił Zbrojnych. Trwają bombardowania lotnicze i ostrzał artyleryjski Starego Miasta. Oddziały batalionów „Zośka” i „Czata 49” utrzymują, kosztem dużych strat, zburzone budynki zakładów „Fiata” przy ul. Sapieżyńskiej. Nieprzyjaciel opanowuje ruiny kościoła Najświętszej Marii Panny, rejon między ulicami Wójtowską, Zakroczymską i Przyrynkiem. Niemcy poszerzają swoje terytorium na pl. Teatralnym. Wdzierają się do Ratusza, Pałacu Blanka i klasztoru Kanoniczek. 




Powstańcom udaje się odeprzeć ataki na Bielańską, Pasaż Simonsa i szkołę przy Nalewkach. W Śródmieściu, w nocy z 28 na 29, Powstańcy powstrzymują silne natarcie wroga z Ogrodu Saskiego na linię ul. Królewskiej. Na Mokotowie Niemcy przystępują do bombardowania z ziemi i powietrza. W zburzonym szpitalu Elżbietanek przy ul. Goszczyńskiego ginie wielu rannych oraz część personelu. Oddziały batalionu „Oaza” oraz resztki dywizjonu „Jeleń” toczą ciężkie walki na Sadybie.


Szpital został po wojnie odbudowany.

=====================================================================

17/18. Września

Pomnik pamięci pilotów RAF // 
Wola

W nocy z 17 na 18 września na Czerniaków przeprawiają się posiłki zza Wisły – ok. 60 żołnierzy z 9. pułku piechoty. Obrońcy Przyczółka Czerniakowskiego odpierają kolejne ataki wroga. Stopniowo tracą teren. Do wieczora Niemcy opanowują całą ul. Czerniakowską. W tym dniu walcząca Warszawa otrzymuje największy ze zrzutów. 107 amerykańskich „latających fortec” – czterosilnikowych Boeingów B-17 – pojawia się nad miastem między godz. 12 a 13. Zrzucają ok. 1300 zasobników z bronią, amunicją, żywnością i zaopatrzeniem medycznym. Powstańcom udaje się odebrać zaledwie 20 proc. zrzutu.
Niedaleko znajduje się pomnik pamięci pilotów RAF, którzy niosąc pomoc powstańcom warszawskim, zostali zestrzeleni nad miastem. Na granitowej tablicy (która pochodzi z pomnika lotnika, zniszczonego przez hitlerowców) został wykuty napis: W 52. rocznicę Powstania Warszawskiego Lotnikom RAF - mieszkańcy Warszawy. Obok, na mosiężnej tablicy widnieje kolejny napis: W tym miejscu nocą 15 sierpnia 1944 roku niosąc pomoc powstańczej Warszawie zginęli członkowie załogi Halifaxa MK II JN 926 z 148 Dywizjonu Bombowego Królewskiego Lotnictwa Bombowego. Podano cztery nazwiska: Robert S. Darling, Peter M. Roots, Ronald R.E. Hartog i Thomas Law. Nad ową mosiężną tablicą została umocowana jeszcze jedna - w kształcie czaszy spadochronu, na której zostały wymienione nazwiska członków załogi samolotu, którzy ocaleli: Maurice Casey, Dick Samways, Ken Bedford.
=====================================================================

19. Września

Port Syrena // 
Czerniaków

19 wrześniana Czerniakowie trwa silne niemieckie natarcie wzdłuż Wilanowskiej i Zagórnej ku Czerniakowskiej. Polacy utrzymują w swych rękach część wybrzeża Wisły na odcinku od ul. Zagórnej do portu „Syrena” i kilka domów przy ul. Wilanowskiej. Wieczorem ppłk Jan Mazurkiewicz „Radosław” rozpoczyna ewakuację swoich oddziałów kanałami na Mokotów. Po południu na Powiśle północne przeprawiają się żołnierze I i II batalionów 8. pułku piechoty. Opanowują Wybrzeże Kościuszkowskie w rejonie mostu średnicowego. Rozpoczynają natarcie, docierając do ul. Solec. Silne boczne przeciwnatarcie niemieckie decyduje o niepowodzeniu desantu. Na Żoliborzu, na wysokości Marymontu, przeprawia się przez Wisłę kolejna grupa żołnierzy 6. pułku piechoty. Tak jak poprzednicy, nie są w stanie przedrzeć się w głąb dzielnicy pod ogniem niemieckim. Osaczeni na Wybrzeżu, nie mają szans na kontakt z oddziałami AK.


=====================================================================

25. Września

Reduta Alkazar // 
Mokotów


25 wrześniaod wczesnych godzin porannych nieprzyjaciel kontynuuje natarcie na Mokotów z południa i zachodu. Trwają zacięte walki na odcinku południowym. Szkoła przy ul. Woronicza siedmiokrotnie przechodzi „z rąk do rąk”. Po zachodniej stronie batalion „Olza” pod naciskiem wroga wycofuje się z linii Al. Niepodległości ulicami Goszczyńskiego i Odyńca w kierunku ul. Krasickiego. Powstańcy tracą ważny punkt oporu – „Redutę Alkazar” na rogu Al. Niepodległości i Odyńca. Oddziałom AK, walczącym na południe od ul. Malczewskiego, grozi odcięcie. Siły niemieckie przesuwają się z ul. Malczewskiego ku Puławskiej. Powstańcy ponoszą dotkliwe straty. Na terenach zajętych przez wroga dochodzi do grabieży, podpaleń i mordów. Na Żoliborzu i w Śródmieściu panuje względny spokój. Pod gruzami domu przy Marszałkowskiej 129 ginie ppor. Eugeniusz Lokajski „Brok” (na zdjęciu), wybitny sportowiec, olimpijczyk. Podczas Powstania jest oficerem łącznikowym kompanii „Koszta” i dokumentalistą.

Nepomuk ze Służewa

 Jan Nepomucen według tradycji ludowej był świętym, który chronił pola i zasiewy przed powodzią, ale również i przed susza. Dlatego figury Jana Nepomucena (nepomuki) można spotkać jeszcze dzisiaj przy drogach w sąsiedztwie mostów, rzek, ale również na placach publicznych i kościelnych oraz na skrzyżowaniach dróg.  



Jan Nepomucen ze Służewa znajduje się tuz u zbiegu ulicy Nowoursynowskiej oraz Doliny Sluzewieckiej, nieopodal potoku Sluzewieckiego.

Pierwotnie rzeźba usytuowana była przed wzgórzem na którym stoi kosciól p.w. sw. Katarzyny, a w związku z przebudowa drogi w latach 70-tych, ustawiono go na obecnym miejscu.

Więcej o warszawskich nepomukach znajdziecie na stronie: Warszawskie Nepomuki

W sieci znalazłam stronę poświęconą nepomukom w Polsce i nie tylko. Absolutnie genialna rzecz - szczególnie dla tych, którzy szukają i znajdują. Polecam nepomuki.pl



wtorek, 21 marca 2017

Dzień wagarowicza w ciemnych uliczkach Mordoru

:

Bywają takie dni, kiedy czujesz się jak tabaka w rogu. 

Bywają takie dni, kiedy czujesz, że równie dobrze mogliby do Ciebie mówić po mandaryńsku.

Taki dzień mam dziś - dzień szkoleniowy. Nie dość, że po mandaryńsku to jeszcze w ichniejszych robaczkach. A jakoś akurat przez przypadek jednego robaczka od drugiego za nic nie rozpoznajesz... 
Taki dzień nazywam dniem ciężkim. 
I taki był dziś.
Zastosować należy wówczas radę kolegi z działu, który co prawda nie keszuje, ale to właśnie jemu, dwa dni wcześniej, tłumaczyłam na czym to polega i dlaczego jest takie fajne. I dziś - wspomniany wyżej kolega - odwdzięczył się niespodziewaną radą...
- Idź sobie wyciągnij parę skrzynek. Może się odstresujesz...
Aż dziw, że padło to z ust nie-keszera. I równie wielki dziw, że pomogło :)

Na pierwszy ogień poszła Zajezdnia na Woronicza, która z jakiegoś powodu jest niedostępna (w części) dla zwykłych zjadaczy chleba. Pan ochroniarz kulturalnie wytłumaczył mi, że tam to jednak wstępu dla mnie nie ma. Założyłam zatem, że kesz znajduje się dalej :) - i miałam rację. Niemniej jednak, zajezdnia - pełna czerwono-żółtych autobusów - robi całkiem ładne wrażenie. Ponoć jest to sypialnia dla autobusów przyjeżdżających do Warszawy na jazdy testowe.

Zajezdnia Woronicza została oddana do użytku 20 lutego 1963 roku. Początkowo eksploatowała Ikarusy 620 i Jelcze 272, AP02 i 021. 14 grudnia 1978 roku do R-7 trafiły pierwsze w Warszawie Ikarusy 280. Wkrótce dostawą 200 Ikarusów oraz Jelczami PR110U zastąpiono wszystkie "ogórki" z zajezdni. Z czasem R-7 wyspecjalizowała się w obsłudze linii w Śródmieściu i na Górnym Mokotowie taborem wielkopojemnym. W 1983 część taboru przeniesiono do nowo powstałej zajezdni w Piasecznie. Lata 1983-93 to okres, kiedy na stanie zajezdni figurowały wyłącznie wozy marki Ikarus. W 1992 roku do zakładu trafiły 4 sztuki autobusu Ikarus 435. W latach 90. XX wieku na stan zajezdni wpisywano głównie autobusy marki Jelcz (w tym unikatowy Jelcz-Volvo 180M), w 1997 roku zaczęto eksploatację Neoplanów N4020 oraz Jelczy M181M. W 2001 roku dostarczono duże ilości autobusów MAN NG313 oraz Solaris Urbino 15. Od 2005 roku zajezdnia specjalizuje się w eksploatacji wozów tej drugiej marki. Po likwidacji zajezdni Inflancka, Woronicza przejęła funkcję "poligonu poświadczalnego" - tutaj nocują autousy, które przyjeżdżają do W-wy na testy.
Kolejną zdobyczą była skrzynka Był kiedyś basen, która pomimo pnącej i straszliwie czepiającej się roślinności, jednak po kilku dobrych minutach macania, też uległa moim keszerskim skłonnościom.
Ostatnią skrzynką z serii "nie ma na czym oka zaczepić, ale przynajmniej kesz jest", jak nazywam skrzynki zlokalizowane w miejscach małokrajoobrazowych  i nie dających się sfocić:) była skrzyneczka niewielka, ale wiele mówiąca.  Fort Mokotów 3 - Ślady wojny.
Nie jest to urbex i w okolicy, na dobrą sprawę, nie widać śladów wojny. Nie widać również fortu lub jego pozostałości. Ale jak się dobrze przypatrzeć, to na jednym z domów (stoi szczytem do drogi) można dopatrzeć się śladów wojny (tak - dom przetrwał, co jak na Warszawę, jest warte odnotowania - ale o historii innym razem) - Autor tego kesza postanowił w tym miejscu poopowiadać trochę o nieco nowszej historii Twierdzy. Pozwólcie, że oddam mu głos :)
Po modernizacji twierdzy w latach 1889-92 fort przeznaczono na cele magazynowe; z tego względu wybudowano w nim dodatkowe schrony magazynowe. Po roku 1909, kiedy została zatwierdzona formalna likwidacja twierdzy, zburzono część umocnień, pozostawiając jednak wszystkie schrony i koszary.
W okresie międzywojennym mieściły się tutaj stacje nadawcze Polskiego Radia. Z tego względu fort był silnie bombardowany w czasie wojny w 1939 roku. Pierwsze bomby spadły na fort już 1 września 1939 r. o godz. 8.15. Pomimo bombardowań radiostacja działała. Nadawała pieśni patriotyczne oraz przemówienia Stefana Starzyńskiego. Na obrazku tablica upamiętniająca bohaterskiego prezydenta Stefana Starzyńskiego znajdująca się na terenie Fortu.
Przestała nadawać 23 września, po zniszczeniu elektrowni Powiśle. W walkach o fort, 24 września Niemcy ponieśli znaczne straty, wobec czego następnego dnia wstrzymano działania, aby niemieckie lotnictwo mogło ustalić polskie punkty ogniowe. Marian Porwit podaje w Obronie Warszawy, iż fort dostał się w ręce Niemców najprawdopodobniej przed południem 26 września. Po zajęciu fortu przez Niemców wille przy ulicy Racławickiej od numeru 110 do 136 przeznaczono na biura "Flughafen kommando Warschau" i mieszkania dla personelu. Teren otoczono drutem kolczastym i posterunkami. W czasach Powstania Warszawskiego toczono o obiekt ciężkie walki.
O forcie Mokotów i innych fortach twierdzy Warszawa napiszę jeszcze w innym poście, póki co... musicie się zadowolić tym co powyżej.

Jadwiga Smosarska

Jadwiga Smosarska - jedna z największych gwiazd przedwojennego kina polskiego.


Szary budynek przy Naruszewicza 15 mieszczący przedszkole jest dziś odległym cieniem tego, czym był przed wojną. Zaskakiwał nieco dziwną architekturą komponowaną zgodnie z fantazją właścicielki a należał do Jadwigi Smosarskiej.
Wnętrza willi imponowały funkcjonalnością i nowoczesnym wyposażeniem. Legendy krążyły o niezliczonych szafach ściennych, o rozsuwanych ścianach żaluzjowych pozwalających dobrowolnie zmieniać układ pomieszczeń, o boazeriach i belkach dębowych wpuszczonych w sufit...
Aktorka zasłynęła m.in. rolami w ekranizacjach „Trędowatych” i „Księżnej Łowickiej” Publiczność oszalała na jej punkcie w 1923 po roli w niemym filmie „erotycznym” „Niewolnica miłości”...
Jadwiga Smosarska była pierwszą w odrodzonej Polsce aktorką, która swoim talentem zachwycała nie tylko na scenie, ale przede wszystkim na ekranie; wykreowała typ kobiety spełniający oczekiwania szerokiej i bardzo zróżnicowanej publiczności. Rodzaj wewnętrznej elegancji, własny, niepowtarzalny styl i sposób bycia sprawiły, że w oczach milionów ludzi stała się uosobieniem marzeń o innym, lepszym życiu
Na wielkim ekranie wykreowała typ kobiety, spełniający oczekiwania i potrzeby bardzo zróżnicowanej publiczności w Polsce lat 20. i 30. Stworzyła ekranowy wzorzec dziewczyny, później młodej kobiety, który stał się symbolem zamkniętej epoki. Potrafiła zawładnąć wyobraźnią i marzeniami milionów ludzi, którzy nazwali ją „nieustającą królową polskich ekranów”, „naszą Jadzią”. Grywała szwaczki i sanitariuszki, dworkowe panienki i dziewczyny ciężko pracujące na chleb, była księżniczką, księżną, nawet królową.

poniedziałek, 20 marca 2017

Skocznia na skarpie

Niedaleko Skarpy Mokotowskiej znajdowała się, do niedawna, skocznia narciarska - zamknięta w 1989 roku, zdemontowana w kilka lat później. Choć określenie "zdemontowana" chyba nie pasuje do tego co się ze skocznią stało. Na początku rozmontowano rozbieg i ściągnięto maty iglicowe. Skocznia popadała w coraz większa ruinę.
Przez kilka lat znajdowało się tu stanowisko handlowe ze sprzętem zimowym. Dziś na terenie skoczni znajduje się serwis narciarski i salon kosmetyczny. 

A miało być tak pięknie...


Na pomysł budowy skoczni w Warszawie wpadła - jak zwykle - grupa studentów w ramach organizacji V Światowego Festiwalu Młodzieży. Projektantem skoczni był Jeremi Suchacki, a jej budowę rozpoczęto w 1955. Ze względu na problemy konstrukcyjne - położenie na skarpie ułatwiało budowę (nachylenie), ale również utrudniało (geologia), ostatecznie oddano obiekt w 1959 roku, czyli 4 lata po rozpoczęciu budowy. 
Na warszawskiej skoczni skakała ówczesna polska kadra narodowa. Rozgrywano zawody Trzech Skoczni, ale przede wszystkim uzywano jej do treningów. 

Było to na długo przed sukcesami Adama Małysza i polskiej kadry skoczków, która aktualnie nie ma sobie równych na świecie... Choć dziś każde zakopiańskie dziecko wie, czym jest punkt konstrukcyjny skoczni, to jednak trudno sobie wyobrazic skocznie, której punkt K to... 38 metrów.

Wysokość wieży startowej 35 m. Długość najwyższego tarasu rozbiegowego wynosiła 55,5 m, a wybiegu – 70 m. W sumie całkowita wysokość skoczni wynosiła 54 m, a długość – 120 m. Zawody mogło oglądać ok. 7000 widzów.
Mało?
To teraz spróbujcie to sobie wyobrazić na skarpie nad Wisłą w czasach, kiedy Wojciech Fortuna zdeklasował konkurentów na olimpiadzie w Sapporo... Najdłuższe skoki oddane na tej skoczni nie były tak spektakularne, jednak oficjalny rekord skoczni należy do Antoniego łaciaka i wynosi 40,5 metra, choć nieoficjalnie wspomina się najdłuższy skok - 48-metrowy - Janusza Dudy. 

I wciąż pamiętajmy, że skoki te oddawane były na Skarpie Warszawskiej, która wspina się nad Wisłę na 10-15 metrów...
Ciekawostki ze skoczni:
  • Skarpa nie była jedyną skocznią narciarską w Warszawie. Już w latach 20. na Agrykoli powstała niewielka skocznia terenowa. Jej rekord wynosił 25 m i należał do zakopiańskiego skoczka Władysława Gąsienicy-Roja (akademickiego mistrza świata z 1957 r.), który uzyskał tę odległość w prawdopodobnie ostatnim konkursie na tej skoczni. Później skocznia była jednak jeszcze wykorzystywana przez amatorów. Jej ostateczny koniec nastąpił w latach 70. w związku z odbudową Zamku Ujazdowskiego. Po wojnie powstała także jeszcze mniej znana, również półamatorska skocznia w Lesie Bielańskim.
  • Na terenie skoczni znajdowała się wyłożona igelitem rampa, która służyła do tymczasowego "zakładania" mniejszej skoczni. Rampę mocowano na zeskoku, początkujący skoczkowie rozpoczynali najazd na buli, bezpośrednio na igelicie.
  • Na terenie skoczni znajduje się obecnie serwis narciarski oraz gabinet kosmetyczny, siedzibę ma tutaj również firma kurierska. Nieformalnym obowiązkiem pracowników tych firm jest ponadto pilnowanie skoczni.
  • Przy ul. Puławskiej (a więc właściwie za skocznią, a nie pod skocznią) mieści się apteka o nazwie "Apteka Pod Skocznią". Na jej szyldzie narysowana jest sylwetka skoczka lecącego stylem równoległym, a więc coś, czego obecnie, w epoce stylu "V", już się nie spotyka.
  • Dnia 19 kwietnia 2005 roku artysta Cezary Bodzianowski zorganizował na skoczni happening – w jego trakcie zrzucił narty z wieży, a następnie udał się z nimi aż pod galerię Zachęta, w ten sposób symbolicznie bijąc rekord skoczni o kilka tysięcy metrów. W celu przeprowadzenia happeningu twórca musiał zdobyć pozwolenie na wejście na skocznię – normalnie drzwi prowadzące na wieżę były zamknięte na kłódkę, a cały obiekt był strzeżony.

piątek, 17 marca 2017

Skarpa Mokotowska

Skarpa warszawska to  potoczna nazwa wysokiej (zachodniej) skarpy wiślanej na terenie Warszawy. Skarpa ta jest najbardziej charakterystycznym naturalnym elementem ukształtowania terenu Warszawy, kształtującym krajobraz i strukturę przestrzenną miasta.


Tak jak w Krakowie i tutaj Wisła miała wpływ na lokalizację miasta - a konkretniej właśnie wspomniana Skarpa Warszawska. Usytuowanie grodów i późniejszych rezydencji na skarpie miało wiele zalet: ułatwiało obronę, zapewniało atrakcyjne widoki i korzystny klimat (przewietrzanie przez dolinę Wisły), suche podłoże i brak niebezpieczeństwa powodzi (w przeciwieństwie do terenów położonych w dolinie).
Ślad pierwszego grodu, z końca XIII wieku, odnaleziono na brzegu skarpy wiślanej w rejonie Zamku Królewskiego i Wieży Grodzkiej. Stroma skarpa broniła miasta na tyle dobrze, że otoczono je murami od strony lądu, ale nie od strony Wisły. Na północ od obecnego Starego Miasta powstała później na skarpie osada Nowe Miasto.
Również w XIII wieku władcy Mazowsza ulokowali gród przy przeprawie przez Wisłę, w rejonie dzisiejszego Jazdowa. Doceniano walory krajobrazowo-przyrodnicze skarpy – z 1262 roku pochodzi pierwsza wzmianka o ogrodzie położonym w tym miejscu.
XVII i XVIII wieku na skarpie, a zwłaszcza w dolinach dopływów Wisły, budowano podmiejskie wille, pałace z ogrodami, kościoły i klasztory, młyny, tartaki i manufaktury. Możnowładców przyciągały rozległe widoki na otwarty krajobraz.

Dziś - w pogoni za keszem - dotarłam w pobliże Królikarni (niedaleko Woronicza - tam, gdzie byłam wczoraj). Królikarnię na dziś sobie odpuściłam - nie miałam ze sobą aparatu, a zwiedzanie muzeum i byłej królewskiej królikarni bez możliwości robienia zdjęć, mijało się z celem. No, ale na mapie był jeszcze jeden zielony punkcik - opisany jako skarpa Mokotowska.

Nie znalazłam co prawda wielu informacji o Skarpie Mokotowskiej (choć prawdą jest, że szukałam nieco pobieżnie - w internetach) i jedynym ródłem wiedzy został opis skrzynki - co jedynie zasługuje na pochwały w kierunku autora.
Ponoć skarpa Mokotowska jest częścią, wspomnianej wyżej, skarpy warszawskiej. A z miejsca, gdzie ukryto kesza rozpościera się przepiękny widok. Poczułam sie troszkę jak w Londynie - na Primrose Hill. Wszędzie wieżowce, a tutaj taki mały, miły zielony punkcik. Zostawmy zatem wieżowce gdzieś w dole...
Ponoć niedaleko ma swoją rezydencję ambasador USA, więc szczególnie spektakularnie jest tutaj 04. lipca, kiedy niebo przecinają tysiące sztucznych ogni. Dla historycznej "równowagi" niedaleko (stoi przed nim budka straży policyjnej) znajduje się dom Wojciecha Jaruzelskiego.

No i nie można zapominać o Królikarni - ale o niej napiszę innym razem (kiedy w końcu się tam wybiorę z aparatem).

Warto też wspomnieć czemu warto tu przyjść, zwłaszcza nocą :)

1. Na wschod rozposciera sie przepiekny widok, zwlaszcza noca.
2. Na polnocnym zachodzie znajduje sie piekna rezydencja Ambasadora USA. Jesli jestes fanem/ka fajerwerkow, przyjdz tutaj 4. lipca. Ambasador bardzo hucznie obchodzi Dzien Niepodleglosci swojego kraju i urzadza okolicznym mieszkancom niesamowity pokaz sztucznych ogni.
3. Na poludniowym zachodzie znajduje sie dom Wojciecha Jaruzelskiego (ten, przed ktorym znajduje sie budka policyjnej strazy). Nikomu sylwetki tej osoby przedstawiac nie trzeba.
4. Na polnocy znajduje sie park Krolikarnia - koniecze go odwiedz. Sa w jego najblizszej okolicy jeszcze dwie skrytki.
5. Na poludniu do niedawna znajdowala sie skocznia narciarska, ktora niestety zburzono.
O książce SKARPA WARSZAWSKA

Pierwsza od ponad 20 lat publikacja opowiadająca o Skarpie Warszawskiej – jej historii, dziedzictwie kulturowym, czasach współczesnych i ludziach z nią związanych. Książka prowadzi po miejscach mniej znanych, zapraszając do wędrówki i odkrycia uroków Skarpy.
Skarpa Warszawska – fenomen na skalę europejską, przecinające stolicę urwisko, ciąg zieleni o bogatej historii sięgającej pradawnych epok – pełniła rozmaite funkcje na przestrzeni wieków: przyciągała osadników i broniła grodu, chroniła możnych zakładających tu swe rezydencje i ogrody, wyznaczała koncepcje urbanistyczne, współtworzyła dziedzictwo kulturowe miasta.
Skarpa to też miejsce obrosłe legendami i mitami, tu rezydowali Wars i Sawa, Syrena Warszawska, Bazyliszek, Złota Kaczka… Książę Kazimierz Poniatowski umiejscowił tu swój dom przyjemności (Elizeum w parku Na Książęcem), a masoni – swoją lożę.
Skarpa to wreszcie miejska przestrzeń publiczna wspólna dziś nam wszystkim. Mieszkamy tu i pracujemy, spacerujemy, jeździmy na rowerach, inwestujemy i budujemy. Zbyt często niestety nie identyfikujemy skarpy jako całości, nie znamy jej dziejów, nie rozwijamy tkwiącego tu potencjału.

środa, 15 marca 2017

[Warszawa kulinarna] - Schab po Warszawsku

Keszowania na głodniaka ciąg dalszy...  Tym razem autor serii zaskoczył mnie dość znacząco. Nie wiem jakim cudem maskowanie skrytki skojarzyło mu się z schabem po warszawsku... ale niech to zostanie tajemnicą autora. Nie zdradzę sposobu maskowania maskowania, bo cały sens kesza umknąłby jak szczur z okrętu...


Pani Jadwiga, Warszawianka z dziada-pradziada, na swoim blogu z opowieściami kulinarnymi (a niektóre są tak smaczne, że ślinka sama cieknie)  wspomina schab po warszawsku, jako potrawę typową dla stolicy - podobnie jak zrazy zawijane. Było to danie raczej odświętne - pewnie ze względu na czas przygotowania i sposób podawania - na półmisku, z galaretą, warzywami, pięknie przyozdobione. MIało bowiem nie tylko powalać smakiem, ale również zachęcać wyglądem...

Schab po Warszawsku to pieczony (czasem też gotowany) schab wieprzowy, nadziewany pastą z jajek i chrzanu, zamknięty w otoczce z galarety. Często przed podaniem posypuje się go świeżym szczypiorkiem.  
Przygotowanie jest dość pracochłonne. Należy zacząć od upieczenia natartego majerankiem schabu. Następnie studzimy mięso i już ziemne kroimy w grube plastry, tworząc w każdym plastrze kieszonkę. To w te kieszonki wkładamy pastę ze zmiksowanych jajek na twardo, z chrzanem i majonezem. Ostatni etap to przygotowanie galarety z rosołu i żelatyny, którym polewa się plastry nadzianego schabu.

Dokładny przepis na schab po warszawsku znajdziecie na wielu stronach kulinarnych, ale bodaj najprawdziwszy pochodzi ze wspomnianej strony pani Jadwigi.

wtorek, 14 marca 2017

[Warszawa kulinarna] - WuZetKa - słodka historia

Warszawskich keszy ciąg dalszy... Trafiłam na serię gastronomiczno-jedzeniową, jeżeli to nie jest masło maślane... seria opowiada o historii poszczególnych warszawskich dań, potraw i związanych z nimi historii. Autor serii keszy, zwanej PKW - Przysmaki Kuchni Warszawskiej - powiada, że seria ta ma na celu przybliżenie turystom i odwiedzającym, smak, zapach i historię potraw, które powoli odchodzą do gastronomicznego lamusa. Powiadają, że nawet rdzenni mieszkańcy stolicy mają niejaki kłopot z wymienieniem kilku regionalnych potraw... O zapachu, smaku czy przepisie już nawet najstarsi mieszkańcy nie pamiętają...




Pierwszy kesz dzisiaj został znaleziony w całkiem ładnej lokalizacji - czyli z widokiem na nowy budynek Telewizji Polskiej (nawiasem mówiąc, bardzo ładnie oświetlony i ogólnie robiący całkiem dobre, estetyczne wrażenie). Nie wiem dlaczego akurat ta lokalizacja została wybrana przez autora na ukrycie skrytki - w okolicy nie ma choćby nawet reklamy cukierni. A przydałaby się - bo ukoronowaniem kesza powinna być degustacja słodkości, której ów kesz został poświęcony. 

Zatem przejdźmy do wuzetki - opis w większości pochodzi z opisu skrzynki, w niektórych miejscach tylko troszeczkę zmodyfikowałam, choć merytoryka pozostała ta sama...

Wszystko zaczęło się w 1949 roku, kiedy to Warszawski Zakład Ciastkarski wystawił w konkursie na ciastko stolicy, (organizowanym przez Cech Rzemiosł Spożywczych) wspomnianą wuzetkę (o której jeszcze nikt nie wiedział, że tak własnie będzie się nazywać). W tych czasach można ją było dostać jedynie w kawiarniach i restauracjach Camargo - jednak dopiero lata 70-te przyniosły jej prawdziwą populalarność. Prawdopodobnie stało się tak z powodów oczywistych - byli pracownicy zakładu zaczęli masowo otwierać swoje własne, malutkie cukiernie, w których podawano m.in. wuzetkę.
Skąd wzięła się nazwa WUZETKA? Istnieje kilka teorii - prawie, że spiskowych. Jedna z nich mówi o tym, iż skrót wziął się od Warszawskich Zakładów Ciastkarskich, gdzie początkowo była produkowana. Inna teoria mówi, iż nazwa wzięła się od skrótu WZK - wypiek z kremem. Jednak najbardziej warszawska teoria mówi o pochodzeniu nazwy od Trasy W-Z (Wschód-Zachód), która była bodaj największą inwestycją w ówczesnej stolicy - niektórzy spiskowcy twierdzą nawet, że ciastko powstało w kawiarni lub cukierni znajdującej się w pobliżu tejże trasy. 

Jakkolwiek by jednak nie było - wuzetka to wuzetka. I chyba każde dziecko wie, jak wygląda i smakuje. Ale zapewne nie każdy (tak jak ja) wiedział, że jest to ciastko warszawskie. 
Niniejszym  - życzę Wam smacznego...

A w sieci:

[Warszawa kulinarna] - Pyzy z Różyca

Patriotyzm lokalny ma niekiedy potężny zasięg. O pyzach z Różyca nie usłyszy się, że są daniem warszawskim. Te ziemniaczane kluski są zdecydowanie praskie. Tak praskie, że bardziej warszawskie być nie mogą... Bo mowa tu rzecz jasna, o Pradze Warszawskiej i bazarze Różyckiego. Autor serii keszy, zwanej PKW - Przysmaki Kuchni Warszawskiej - powiada, że seria ta ma na celu przybliżenie turystom i odwiedzającym, smak, zapach i historię potraw, które powoli odchodzą do gastronomicznego lamusa. O pyzach z Różyca opowiada tak ... smacznie, że... po prostu pozwolę mu się wypowiedzieć :)




Legenda pyz z Różyca zaczęła się ok. 50 lat temu na warszawskim Bazarze Różyckiego znajdującym się przy ulicy Targowej 54. Wyobraźcie sobie miejsce z ponad pół tysiącem stoisk, gdzie można dostać wszystko, także produkty niedostępne w normalnym sklepie. Budka z hamburgerami nie ma tu racji bytu. Tu ceni się prawdziwe, domowe jedzenie, a najdłuższa kolejka zawsze stoi po pyzy od pani Hani.
Pyzy to tradycyjne danie kuchnii polskiej, a ich sposób przyrządzania jest odmienny w różnych regionach kraju. Te duże okrągłe kluski, w wersji najpopularniejszej, robi się z ziemniaków, z dodatkiem mąki, jaj i soli, a następnie gotuje. Można nadziewać je mięsem, twarogiem lub grzybami. Można podawać je także bez nadzienia, ale za to okraszone smażonym boczkiem lub słoniną oraz podsmażoną cebulą.   
Pyzy z Różyca występowały w wersji z mięsem lub bez nadzienia. Oczywiście obowiązkowo ze słoninką i cebulą. Serwowano je w słoikach po dżemach. Porcja kosztowała ok. 5 zł.
Dziś pyz już nie znajdziemy na bazarze Rożyckiego. Panie, które je sprzedawały poszły na zasłużoną emeryturę. Podobnych specjałów można jednak szukać w niekórych barach i restauracjach. Co więcej synowie słynnej pyzarki z bazaru Różyckiego, kontynuują dzieło matki. Dostarczają pyzy według słynnej receptury do restauracji, barów, a także na prywatne bankiety i przyjęcia. Można także wybrać opcję podania pyzów w słoikach, jak za dawnych lat! Wciąż jest więc szansa na spróbowanie tych prawdziwych pyz, jak z Różyca.

piątek, 10 marca 2017


Szkoła Główna Handlowa w Warszawie (SGH), w latach 1949–1991 Szkoła Główna Planowania i Statystyki (SGPiS) – najstarsza uczelnia ekonomiczna w Polsce. Istnieje nieprzerwanie od 1906 i rocznie wydaje ponad 2,5 tys. dyplomów ukończenia studiów wyższych. Szacuje się, że od początku istnienia, uczelnia wykształciła ponad 70 000 absolwentów wszystkich typów studiów (stacjonarnych, niestacjonarnych, doktoranckich i podyplomowych). Wśród absolwentów oraz wykładowców są znamienite osobistości świata ekonomii, polityki, zarządzania.

poniedziałek, 6 marca 2017

Patchworkowa Warszawa - czyli kilka słów wstępu...



Odkąd mieszkam w Warszawie (że przypomnę tekst Joanny Kołaczkowskiej, wówczas divy kabaretu Potem: "Jezu, ze stolycy...") plątam się po ulicach, usiłując w jakikolwiek sposób ogarnąć to miasto. Równocześnie próbując wyrzucić z głowy odwieczną świadomość, że jest to miasto nie-do-ogarnięcia. 
Warszawa jest bowiem patchworkiem. 
Ale nie zadbaną mozaiką (jak Londyn, w którym też miałam przyjemność mieszkać) ale klasycznym patchworkiem, gdzie każda łatka pochodzi z innego zestawu i inną nitką jest przymocowana. Nie chciałabym nikogo obrazić - to są jedynie moje odczucia w stosunku do miasta, w którym już kilka miesięcy przebywam i, z dnia na dzień, czuję bardziej świadomość niewiedzy i nieczucia.
A właściwie: wiedzy stereotypowej i czucia odwrotnie. Jestem bowiem Krakusem z dziada pradziada. A o dowcipowym już stosunku jednych do drugich od lat już krążą legendy, kawały i stereotypy. Chociaż wiedza moja o Warszawie jest niewielka, a odczucia powszechnie znane - walczę. Walczę ze stereotypami i brakiem własnej wiedzy starając się to miasto jakkolwiek zrozumieć, poznać i nauczyć się w nim żyć. Łatwo nie jest.
Pociesza mnie fakt, że Lechosław Herz - naczelny piewca Mazowsza - również pochodzi z Galicji. Również wychodzi na pole je borówki i chodzi na nogach... Znawca dróg piaszczystych i wierzb płaczących. Miłośnik mazowieckich pól i lasów. Ten wybitny krajoznawca sam o sobie twierdzi, iż jest Galicjuszem, którego ścieżki zaprowadziły na Mazowsze pół wieku temu. 
Nie śmiąc się równać z panem Herzem, powiem tylko, iż mnie zaprowadziły tutaj nie dalej niż kilka miesięcy temu. No i jednak - pan Herz oddziela Warszawę od Mazowsza jako takiego. Przynajmniej takie mam wrażenie czytając, że... wystarczy wyjechać kilkanaście kilometrów poza granice miasta i...

Uczciwie jednak rzecz ujmując - każde miasto ma podobną specyfikę, jeśli chodzi o oddzielenie od reszty. Kraków jest oddzielony od Małopolski - pięknej krainy pól i wzgórz. Wrocław - stolica Dolnego Śląska - od Dolnego Śląska - krainy zamków, lochów i tajemnic. A Szczecin nie leży nad morzem :)

Zanim jednak znajdę swoje miejsce na Mazowszu (obstawiam, że leży gdzieś w widłach Bugu i Narwi lub w ostałych fragmentach puszcz mazowieckich), muszę pogodzić się z faktem iż mieszkam aktualnie w centrum stolicy. W największym mieście Polski, z ponad dwumilionową społecznością, z metrem i centrami biznesowymi.  
Ale również z niewielkim muzeum kowalstwa, z drewnianymi domkami fińskimi oraz "dziką" stroną Wisły. 
Tak - Warszawa zdecydowanie jest patchworkiem. 
Nie pokażę na tym blogu różnorodności łatek, ze względu na prosty fakt, że stereotypowa Warszawka nie interesuje mnie w ogóle - ani wyjścia do klubów, ani ubieranie się w najlepszych sklepach ani pisk opon na skrzyżowaniach. Niemniej jednak - część z tych łatek miejmy nadzieję, iż uda mi się przekazać i pokazać.
Choć blog ten prowadzony jest egoistycznie - żebym wiedziała, gdzie szukać informacji :) 
Nie pokażę Wam mojej Warszawy - bo Warszawa moja nie jest. (zresztą - tak samo jak Kraków i każde inne miasto). Ale pokażę Wam miejsca, które odwiedzam, które mi się podobają lub nie i blogi, które czytam - bo prowadzone są przez osoby, które mogą powiedzieć o tym mieście "Moja Warszawa".
Blog "miastowy" powstał jako uzupełnienie głównego bloga, bo zbyt dużo tam już było Warszawy :P Jakoś trzeba było to ogarnąć...  Mam nieśmiałe wrażenie, że może mi wyjść z tego pisania coś na zasadzie odwrotnego "pamiętnika bazowego" /dla nieświadomych: Z pamiętnika Bieszczadnika/.

Blog powstaje na podstawie keszowania - bez tej miejskiej zabawy byłoby ciężko. 
W poznawaniu Warszawy wybitnie pomagają mi keszerzy z geocaching i opencaching, którzy zakładając skrzynki w miejscach bliżej nieznanych, zmuszają mnie do włóczenia się po starych podwórkach, odwiedzania rezerwatów i odkrywania perełek wśród blokowisk miejskich, zabytków wśród zabudowań z wielkiej płyty i śladów historii, których jest tu więcej niż budynków i mieszkańców. Często zdarza się nawet tak, że śladu po historii nie ma, a historia jest. Tą istniejącą historię uzupełniają blogerzy - pasjonaci miejsc, dzielnic i historii. Im więcej keszy znajduję :) tym więcej blogów odkrywam.
Początkowo zatem Warszawski MUWIT będzie właściwie kopią opisów skrzynek keszerskich - mam nadzieję że nikt się o to nie obrazi - zwłaszcza, że zaznaczam skąd opis biorę. Z czasem - być może - przyjdzie czas na moje własne warszawskie pisanie. Na razie swoje pisanie uskuteczniam na MUWITowych Psiemyśleniach i na stronie www.muwit.pl 
Do poziomu krajoznawstwa Lechosława Herza chyba jednak nie dojdę nigdy...