Na emigracji w kraju AngloSasów...



Postanowiłam wyjechać.

Sytuacja materialna niejako mnie do tego zmusiła, ale wyjechałabym pewnie tak czy inaczej. Tylko zapewne inaczej bym sobie to zorganizowała. Ale, nie czarujmy się, jak na wyjazd kompletnie bez pieniędzy, a właściwie z niewielkim ich zasobem, ale za to pożyczonym, to i tak plan przedstawia się całkiem, całkiem.

Wyjechać do kraju Anglosasów, bez Sasów, na wakacje wśród Ladies & Gentlemen, nie dysponując odpowiednią ilością gotówki i mając jedne, lekko potargane dżinsy na tyłku (za to walizkę ważącą prawie 20 kg plus bagaż podręczny o wadze 15 kg), dużą ilość samozaparcia i dość idiotycznej wiary, że się uda, bo musi, to trzeba być potomkiem (lub -kinią) mojej babci. I tak jej do pięt nie dorosnę, ale przynajmniej będę próbować...


Blog mieszkaniowy emigracyjny oparty jest głównie na keszowaniu - stąd wszelkie teksty ze strony geocaching są po angielsku - istnieje możliwość, że kiedyś je przetłumaczę lub opracuję inaczej, ale umówmy się - szanse na to są nikłe...
Natomiast, dla odmiany, wszelkie relacje i moje teksty są po polsku - nie wiem czy ta formuła się sprawdzi, ale ufam, że komuś się ten blog przyda. Mnie się przydaje, bo jak zwykle egoistycznie, blog i muwit służy planowaniu podróży. A nie znam drugiej osoby tak skrzywionej na malusie zabytki...
Londyńska biblioteczka:


Angielska biblioteczka:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz